Wybór


Nie rozumiem dlaczego po raz kolejny zaczyna się mdława dyskusja na temat tego jak powinno się obchodzić rocznicę Powstania Warszawskiego. Już od rana mamy zapowiedź debaty, która samym tytułem zapowiada starcie. Widocznie polityka polska nie ma niczego innego do zaoferowania.

Politycy gdy nie mają nic do zaproponowania zaczynają podpierać swoje istnienie wydarzeniami historycznymi, które będą uwiarygadniać ich polityczne działania. Przyklejenie się jednej partii do mitu Solidarności lat 80-tych czy celebrowanie z przesadną powagą rocznic narodowych ma przenosić  idee tych rocznic na partyjne tło. Jeżeli w szeregach nie ma działaczy ze śladami starć z milicją na plecach to partia musi jakoś pisać swoją historię i dużo mówić o historii innych w nadziei, że te historie zleją się w jedno tło i utorują drogę do władzy.

Społeczeństwo jednak wie, kto walczył a kto czekał aż walka minie. Żyją jeszcze Powstańcy (w mojej rodzinie także) a moja generacja pamięta kto walczył w latach 80-tych i kto przelewał krew nawet w tamtych, podobno bardziej cywilizowanych czasach.

W świecie zawsze jest równowaga i w naszym polskim piekiełku nie brakuje bohaterów komuny, którzy dawali moralne wsparcie oddziałom ZOMO a także bez szacunku odnosili się do Powstania Warszawskiego. Dla nich było ono niepotrzebne, było nieefektywne, nie przyniosło żadnych korzyści. Dla nich był to tylko romantyczny zryw, który kosztował więcej niż był tego wart.

Ale nikt z krytykujących czy wysławiających pod niebiosa Powstańców nie pamięta o jednym: że wtedy była wojna a wszelkie wojenne akcje są efektem spontanicznych działań.

Ludzie często nie mieli wyboru - wiedzieli, że zginą. Pytanie brzmiało tylko „jak”. Czy zginą z honorem w walce czy dadzą się wyrżnąć jak zwierzęta. Przed takim wyborem stanęli bohaterowie walk w Getcie Warszawskim i przed takim wyborem stawali Warszawiacy widząc ze swojej perspektywy, że Niemcy już szans nie mają a Armia Czerwona niczego dobrego nie zapowiadała.

A Warszawa była pomiędzy.

Takie były realia, niezależnie od tego jak interpretowali je politycy rządu londyńskiego zagrzewając do walki wiedząc, że istniał już kształt nowego porządku w Europie. Realia wojenne są bardziej skomplikowane niż nam się wydaje. Ludzie reagują instynktownie i niejednokrotnie atakują samych siebie. Powstańcy też mieli swoje problemy: rywalizacja pomiędzy batalionami czy antysemickie zachowania w samych szeregach.

Ale to była wojna a nie ćwiczenia na poligonie gdzie każdy się kontroluje.

I jedyne co możemy robić kilkadziesiąt lat później to szanować Powstańców za odwagę i szanować dzieci, które żyły w czasach, w których zamiast dźwięku grzechotki słyszały serie z erkaemów. Możemy współczuć tylko dramatu ich życia i podziwiać za odwagę wyboru, któremu my – żyjąc w luksusie pokoju – byśmy nie podołali. I dziękujmy Bogu, że żyjemy w czasach gdy mamy więcej możliwości wykazania się oprócz tego jaki rodzaj śmierci możemy sobie wybrać.

Dzisiaj usłyszymy po raz kolejny dźwięk syren i po raz kolejny zatrzymamy się na chwilę by w ten sposób upamiętnić tamte walki. Być może w miejscu, w którym będziemy stać kilkadziesiąt lat temu upadł pod ciężarem pocisku mały Powstaniec..

A potem róbmy dalej swoje.

Idźmy na koncert Madonny albo do Kościoła. W końcu mamy wolność, o którą także oni walczyli. W końcu mamy wybór jakiego oni nigdy mieli.








.
.

.