Halo hipokryci!




Wulgaryzmy w naszym życiu są tak powszechne, że trudno czasami zrozumieć cudzą emocję dopóki nie usłyszy się siarczystego przekleństwa. Każdy z nas ma w zanadrzu słowa wytrychy, które zakańczają wszelkie spory albo są idealnym startem dla każdej awantury. Każdy z nas pewnie gdy się wkurzy, to potrafi tak dołożyć, że niejeden by nawet nie pomyślał.

Ale to co jedni mówią w nerwach, inni używają jako przerwę na głębszy oddech lub by wyrazić swoją ekspresję. I nie ma zmiłuj się - nasze bluzgi są tak popularne w świecie, że po bluzgu pozna się rodaka za granicą. Wystarczy powiedzieć „k-wa mać” i już ziomal stoi u boku. Nawet w dalekim Londynie.

Jednak jeszcze niedawno było to słownictwo nieoficjalne. Taka lokalna odmiana mowy ojczystej.

Szybko okazało się, że język ten jest miły sercu naszym politykom i "k-wy, cioty, sk-wienie, dziwka" znalazło miejsce w języku dyplomatycznym. W niektórych mediach by poprawić statystyki odwiedzin, słowo k-wa wskakuje jako tytuł albo młoda dama pisze artykuł o "smutnym dymaniu". Młode pokolenie uczy się polszczyzny z mediów i przenosi ją na swój codzienny grunt. Rodzic nie może pacnąć za brzydkie słowo, którym uraczył go dzieciak ponieważ godzinę wcześniej, tym samym słowem uraczył wszystkich obywateli polityk.

Tak zaczyna się demoralizacja i schamienie.

I nagle podnosimy larum gdy rusza produkcja koszulek na EURO2012 i na koszulce dynda w kolorze czerwonym nasza ukochana, umiłowana k-wa, którą tak często przywołujemy. Producent zapragnął zrobić koszulkę ze słowem, z którym kojarzy się nasz kraj. A, że k-wa nieodłącznie towarzyszy słowiańskim rysom twarzy to nieroztropny producent pomyślał, że zrobi rodakom przyjemność.

A zrobiła się awantura.

W sumie nie wiem o co.

Czyżbyśmy się zawstydzili? Może myśleliśmy, że nasze warczenie jest nierozpoznawalne? A może myśleliśmy, że ci na zachodzie są tak niemyślący, że nie dojdą do tego, co nasza słynna k-wa znaczy?

A przecież znaczy wszystko. Jest pieszczotliwym nazwaniem swojej lubej. Także tej, której nie znamy ponieważ nie chce się z nami zapoznać. Jest formą zaakcentowania śmiesznej sytuacji. Towarzyszy groźnej minie, która nic dobrego nie wróży. Może być także wyrazem obojętności. Albo ogromnego zdziwienia. Może być także sygnałem, że skoro pytamy to oczekujemy odpowiedzi a nie ściemniania.

Jest niezbędna większości obywateli do wyrażania emocji. Albo nie jest niezbędna tylko pozwoliliśmy by przesiąkła do naszego publicznego, oficjalnego słownika. I nie reagujemy czytając newsy z k-wami i dymaniem. Nie reagujemy ponieważ klikamy na inną stronę gdy widzimy tytuł skonstruowany z k-wą albo innym bluzgiem. A przecież ignorancja nie spowoduje, że problem przestanie istnieć. Spowoduje tylko tyle, że będziemy znowu przecierać oczy ze zdumienia patrząc jak ktoś chciał nam zrobić przyjemność, a my odebraliśmy to jak obelgę – coś w stylu „Hello polskie chamy”.

Więc zamiast się jeżyć i napuszać albo zmuśmy naszych polityków i dziennikarzy do zmiany języka jaki nam serwują albo przestańmy udawać świętych. 















.
.

.