Resortowe dzieci

Ta książka już dawno była zapowiadana, choć pewnie nikt nie traktował tych zapowiedzi poważnie. Gdy pierwszy raz usłyszałam o tym, że powstaje - media zajęte były nagonką na kościół, na Kaczyńskiego, na wszystko ze strony prawej co można było obśmiać i zrzucić na polski prymitywizm. Feministki wykrzykiwały codziennie szumne hasła, a przez Polskę przetaczała się fala oburzenia, że w Kościele są TYLKO pedofile. Ksiądz Lemański przeżywał szczyt kariery medialnej a na tronie w Watykanie zasiadł człowiek, który zgodnie z zapowiedziami polskich mediów, miał zdelegalizować polski kościół.

Zapowiadana książka o dzieciach nomenklatury na nikim nie robiła wrażenia. Ot takie prawicowe brzęczenie szabelką.

Minął prawie rok. Media podupadają, spada im nakład sprzedaży. Dziennikarze tak ambitnie wznoszący hasła oświecenia tracą widzów, słuchaczy, czytelników. Papież nie zdelegalizował kościoła, za to dał pstryczka Lemańskiemu. Okazało się,  że Kościół przetrwał kilkumiesięczną nagonkę, Kaczyński przeżył grillowanie, feministki się skompromitowały a dyżurni, antyklerykalni teolodzy zniknęli z mediów.
  
Dziennikarze zostali sami z wymyślanymi newsami, których już nawet nie cytują polskojęzyczni Polacy piszący po angielsku na angielskojęzycznych portalach. I na dodatek pojawiła się książka wcześniej lekceważona, a teraz mielona przez redaktorów, jako przykład bezpardonowej agresji na środowisko dziennikarskie.

Ponieważ fali zainteresowania pozycją Resortowe Dzieci nie można zatrzymać, przerabiamy obecnie w mediach temat: "Czy to, że czyjś stary był w PZPR świadczy o tym, że jego dziecko jest be". I oczywiście padają przykłady innych osób "których rodzice byli.." albo "oni sami byli.." i dlaczego nie ma ich w knidze?

Pytania są głupie, ale mają swój cel: podważyć sens całej publikacji. Sprowadzić temat do banalnego "Czy był/a dzieckiem PZPR-owca?" zamiast "Czy jest kontynuacją PZPR-owskiego myślenia?". Kontynuacją, która kompletnie destabilizuje życie społeczeństwa.

Chyba w ubiegłym roku, gdy jeden z redaktorów siedział okrakiem na Kaczyńskim -znany bloger napisał tekst o rodzicach redaktora. Redaktor zamilkł na dobre kilka dni po czym zrobił z siebie ofiarę prawackiego ataku anonimowego blogera. Przyzwyczailiśmy się do tego, że gdy bluzgi idą od strony mediów i ich psów w stronę społeczeństwa -mamy mieć poczucie winy. Gdy tak się nie dzieje i jeszcze ktoś zareaguje -zaczyna się histeria.

Resortowe Dzieci to przykład tego jak wygląda podział tortu po '89. Gdy zajrzymy do polskich mediów mamy obraz rodzinnej sielanki. W TVP siedzą rodziny tych, którzy kiedyś, za komuny, trzymali stery komunistycznej propagandy. Gdyby to były osobowości medialne -to ok, nie ma sprawy. Ale są to propagandyści na miarę tego co wynieśli z domu.

Gdybyście przejrzeli internet zauważycie, że ci sami ludzie pracują we wszystkich polskich mediach: rano Zetka, popołudniu Wyborcza, wieczorem TVN. Albo: Wyborcza-Polityka-TVN. Albo TVN-Rzepa-Wprost. Albo: Newsweek-TokFm-TVP. Albo: TVN-rmf.. Możecie robić kombinacje jakie chcecie. To kosmiczna nieskończoność.

Zamknięta grupa podaje nam tą samą propagandę od rana do nocy: zaczyna się na przykład w Zetce i Kontrwywiadzie rano a kończy w "Kropce nad i" czy czymś tam po oczach -wieczorem. Gdy nie uda się występ, to zawsze doprasowany pod kant będzie w Polsacie. W tym samym zestawie gości :)

Ta zamknięta grupa ma utrwalać panujący porządek w Polsce. Gwarantować przetrwanie tym, którzy wprawdzie nie są widoczni w naszym życiu, ale czerpią z niego nieuprawnione korzyści. 

Bycie w PZPR nie czyni człowieka hieną. W tamtych czasach, bycie w partii było koniecznością gdy chciało się coś osiągnąć. Byli tacy, którzy związani z partią dawali Polsce sławę i tacy, którzy po trupach (czasem dosłownie) szli do celu - nic Polsce nie dając.

Ale bycie w rodzinie Ubeka, czerwonego milicjanta, czy postawionego wojskowego determinowało wszystko. Styl życia, jego jakość i metody osiągania "sukcesu". Bycie dzieckiem -na przykład - ubeka czy wyżej wymienionych, gwarantowało lekki start w życie. Wsparcie w organizowaniu przedsięwzięć finansowych pod warunkiem, że była zgoda na kontynuowanie "tradycji osiągania sukcesu". Pod warunkiem karności i uległości wobec mocodawcy. Pod warunkiem gwarantowania status quo. Pod warunkiem dzielenia się zyskami.

Tak to działa. A taką symbiozę zapewniają tylko "resortowe dzieci". Te które dobrze się czują w tym zamkniętym kręgu, i które mogą funkcjonować w pracy zawodowej bez konieczności przestrzegania jakichkolwiek norm.

Bo to gwarantuje im dla odmiany rodzina..



Dyskusja -->> Salon24




.
.

.