Syria

Ostatnio moją uwagę absorbuje sytuacja w Syrii i cała nagonka jaką zorganizowali politycy USA z osławionym Johnem Kerry na czele. Ostatnie tygodnie to niewątpliwie wielka sztuka przekonywania opinii publicznej do winy Baszara Asada, mimo tego, że nie ma przeciwko niemu żadnych dowodów. 

W mediach słyszymy o rzekomym ataku, o prawdopodobnym ataku, o domniemanym ataku bronią chemiczną wraz z zapewnieniami, że reżim Syrii musi za to odpowiedzieć. Że nie trzyma się to kupy i d.. to widzą także publicyści na Zachodzie włącznie ze Stanami Zjednoczonymi. Już nawet nie chodzi o to, że Baszarowi nie opłacałoby się urządzać podobnej jatki, ale o całą otoczkę jaka towarzyszy wojnie domowej w Syrii.

Rok temu media pisały, że w czasie gdy naród syryjski walczył o wolność -żona Baszara robiła zakupy w Paryżu. Rok temu dowiedzieliśmy się, że gdy naród syryjski wykrwawiał się w walkach o lepszą przyszłość -Baszar wysyłał żonie maile, w których zapewniał, że ją kocha. Dziennikarze podobno włamywali się do skrzynek mailowych by pokazać światu, że reżim syryjski prowadzi swoje szczęśliwe życie.

Teraz, gdy po Wiośnie Arabskiej została kupa śmiechu, Libia dogorywa w chaosie, w Tunezji co chwilę coś wybucha, a Egipt po roku cieszenia się demokracją wrócił do stanu sprzed demokracji i ostatnie raporty pokazują, że Egipcjanie tęsknią do czasów gdy rządził Mubarak - przyszedł czas na zakończenie spraw w Syrii by móc ruszyć wreszcie na znienawidzony Iran.

Ktoś zrzucił bombę z czymś, co pozbawiło życia ponad tysiąc osób, w tym dzieci. Sprawa najpierw była marginalna, gdyż ważniejsza była rewolucja w Egipcie. Gdy sytuacja w Egipcie zaczęła wymykać się spod przewidywań ekspertów, w internecie pojawiły się filmy z “sytuacją chemiczną” w Syrii. Oczywiście na filmach były martwe dzieci - nic tak przecież nie przemawia do wyobraźni jak martwe dziecko. Gnoja, który to zrobił każdy by zabił.

Żeby była jasność: podobno ci, którzy nagrywali filmy już nie żyją - tak podała Foreign Policy. 

Jakoś nie mogłam pozbyć się wrażenia, że cała ta sytuacja jest sztucznie pompowana by opinia publiczna powiedziała Demokracji: YesYouCanDoIt. Ale po pierwszych euforycznych zapowiedziach interwencji i wsparcia dla ciemiężonego przez reżim syryjski narodu- okazało się, że mówić a robić to dwie różne rzeczy. I o ile Wielka Brytania i Niemcy muszą zapytać Parlament o zgodę na interwencję (której nie otrzymały), o tyle Francja nie musi w przypadku interwencji krótszej niż 4 miesiące, ale jej wojenny entuzjazm też opada.

I dzisiaj mamy do czynienia z paranoidalną sytuacją, w której po płomiennych przemówieniach Sekretarza Stanu USA Johna Kerry, które trwały kilka dni i nocy, generał Dempsey mówi, że Syria to śliska sprawa, a Obama kombinuje jakby tu przekonać Rosję do zrównania Syrii z ziemią. Bo oczywiście nikt z nas nie uwierzy, że Ameryka chcąc ukarać Baszara Asada nie chce go pozbawiać władzy, a jeżeli naprawdę nie chce pozbawić władzy- to jaki cel przyświeca przestrzeleniu kilku obiektów militarnych?

Tak sobie można wlecieć do innego kraju, postrzelać i odlecieć?

Kerry powiedział, że na włosach i we krwi ofiar ataku znaleziono sarin. Media, że potraktowano cywili napalmem. Ktoś powołuje się na Konwencję Waszyngtońską (nie wiem którą)  o zakazie używania broni chemicznej, chociaż ja pamiętam, że w latach 60-tych Amerykanie traktowali Wietnamczyków napalmem (dzieci też) i nikt ich z tego powodu nie zbombardował.

Ale to było dawno i nieprawda i wtedy Ameryka niosła wolność Wietnamowi więc się nie liczy.

Jest jeszcze jeden niesmaczny wątek w sprawie Syrii - pisały o tym media w USA: jedyną stroną, która wygra na interwencji wojsk zachodu będą rebelianci- dumnie nazywani czasami opozycją. To oni przegrywają wojnę z Baszarem, to w ich interesie leży by doszło do interwencji wojsk natowskich czy każdych innych, które pozbawią władzy tego, z którym nie mogą wygrać. 

Zabicie dzieci by osiągnąć cel nie byłoby żadnym ewenementem. Wszak rebeliantów wspiera AlKaida- tak, tak, ta sama, która podobno jest odpowiedzialna za zamachy 9/11 i która dała Amerykanom pretekst do wojny w Afganistanie, a potem do interwencji w Iraku, a potem..

I dzisiaj gdy zbliża się kolejna rocznica 9/11 Barack Obama chciałby w imię czegoś tam wesprzeć Al Kaidę by utrącić Baszara Asada?

No to jak było naprawdę z WTC?



.
.

.