Na słodko to Orzeł Może..


Ponieważ wszyscy już połamali zęby na Dniu Flagi i fala zdziwienio-oburzenio-zachwytu przetoczyła się przez media, pozwolę sobie na krótką refleksję.

To, że możemy obchodzić święto na wesoło -nie ulega wątpliwości. Tak samo jak to, że można obchodzić je na poważnie. Każdy obchodzi sobie jak chce i jak mu odpowiada.

To, że będzie na słodko albo na gorzko też jest bez znaczenia. Jeżeli jakaś firma postanawia z okazji Dnia Flagi zrobić coś smakowitego, nawet w kształcie symbolu narodowego i obdarować widzów słodyczą -też nie wzbudza żadnych emocji. W końcu w takim dniu każdy może się zareklamować i pokazać obywatelom swój szacunek dla święta, a przy okazji osłodzić przyszłym klientom dzień.

To, że ktoś postanawia zareklamować swoje Radio też nie robi wrażenia. W końcu to święto i na ulicę wychodzą wszyscy. Cokolwiek to nie oznacza.

I nie powinno być problemu do jakiej grupy podłączą się widzowie: czy do poważnej, czy do wesołej. Czy do słodkiej czy do gorzkiej. Czy do różowej czy do biało-czerwonej.

Problem zaczyna się wtedy gdy jakiejś grupie patronuje Prezydent Państwa bo jako Prezydent powinien być szczególnie wyczulony by nikogo nie urazić. Więc najlepiej by było gdyby wszystkich na początku dnia pobłogosławił, życzył dobrej zabawy i znalazł czas dla każdej ze świętujących grup.

Ale Pan Prezydent ma takich doradców jakich ma. Wziął do ręki różowy balonik i poszedł z nim, w otoczeniu innych różowych baloników, na miasto -świętować radośnie Dzień Biało-Czerwonej Flagi.

Smutasy niech chodzą sobie bez niego.

Pan Prezydent wziął też udział w wywyższeniu czekoladowego orła do rangi państwowej ponieważ patronował chwili gdy odsłaniano ten kulinarny cud.

Zrobiło się śmieszno.

Różowe baloniki, różowe okulary, zabrakło jeszcze lalki Barbie a może jakiś gadżetów z "różowej serii". Mnie skojarzyło się to z paradą równości.

Ale gafy się zdarzają i lepiej nie popełniać ich więcej. Tematu by nie było, Dzień Flagi już za nami.

Ale dzisiaj w Gazecie Wyborczej przeczytałam, że te różowe barwy i czekolasiowy ptak miał pobudzić do myślenia podobnie jak kiedyś ruszył wyobraźnią Polaków "Transatlantyk" Gombrowicza.

I znowu zrobiło się śmieszno.

Od razu przypomniał mi się oświecony poseł i jego wulgaryzmy podobno nawiązujące swoją filozofią do Freuda i Nietzschego. 

O to chodziło Panie Prezydencie?

Czy tylko tak "Orzeł może"?








.
.

.