Wyczekując katastrofy jak nadziei



Patrzyłam na wczorajsze nagłówki w mediach i nie mogę wyjść z podziwu jak niektórzy prześcigają się w wymyślaniu sensacji i nagłaśnianiu ich tak, jakby co najmniej nadchodził koniec świata.

Nie wiem co powinnam pierwsze skomentować. Czy to, że BBC poinformowało swoich turystów, że mogą z polskiego EURO 2012 wrócić w trumnie czy to, że znowu jakiś polityk się zapomniał i chlapnął o polskich obozach koncentracyjnych.

Zdecydowałam, że zacznę od faux pas Obamy, który chciał dobrze, zorganizował nawet pokaz slajdów by nawiązać do historii i chlapnął nieświadomie to co chlapnął, dając naszym politykom siły do kolejnej walki z Tuskiem. Obama nie musi znać polskiej historii i nie musi wiedzieć, że określenie „polski” oznacza u nas tylko prawo własności a nie to, że w Polsce coś jest. I daję sobie rękę uciąć, że „polskie obozy” użył w znaczeniu ich miejsca, a nie jako dzieła polskiej architektury.

My natomiast zareagowaliśmy jak należy, potwierdzając powiedzenie, że „na złodzieju czapka gore” czy „uderz w stół..”. Mając swoje ciemne sprawki wojenne i współudział części mieszkańców w zbrodniach lub pomocy w zbrodniach czasów wojny, rwiemy szaty z wrzaskiem, że to nie my. A przecież tak to u nas bywa i pewnie byłoby znowu, gdyby tylko jakaś wojna wybuchła.

Prezes Kaczyński od razu udzielił się na konferencji stwierdzając, że polska polityka zagraniczna jest do dupy choć zapomniał dodać, że to nie pierwszy „polski obóz” który wysmyknął się jakiemuś politykowi czy mediom i nic nie słyszałam, żeby ktokolwiek obwiniał za to Annę Fotygę.

Ale przecież to jest polowanie na Tuska i pal licho te obozy. Jeżeli „polski obóz” się przysłuży do obalenia rządu to niech Obama gada ile może.

Jakby tego nie było dość, BBC wrzuciło kilkudziesięciosekundowy filmik – zakamuflowane pewnie ostrzeżenie dla angielskich kiboli, że w Polsce to już nie przelewki i jak któryś podskoczy to niech popatrzy co potrafi słowiański, rumiany i łysopłowy kibic. Nawiązanie do trumny było jak nic sugestią by przed wyjazdem ubezpieczyć się na życie.

Ani to sensacja, ani to ostrzeżenie. Jest internet, ludzie jeżdżą po Europie i wiedzą czego oczekiwać po Polsce. Babcia z zapadłego szkockiego village może i uwierzy, że po polskich stadionach biegają tylko nożownicy, ale światły obywatel zna pojęcie „policja” i wie co może ona zrobić. Tym bardziej angielski kibol, który nie raz pałką od policjanta wyłapał.

Z polskiej strony oczekiwałabym w odpowiedzi krótkiego filmu, który ostrzegałby polskich turystów przed kontaktem z Brytanią w czasie lipcowej olimpiady. Oparłabym się na doniesieniach angielskiej prasy w co wyposażeni są brytyjscy policjanci i komandosi na okoliczność tego sportowego święta. A koniec filmu zakończyłabym scenkami z zabaw młodzieży i dzieci na ulicach Londynu, które kilka miesięcy temu obiegły świat.

Ale po co rozwiązać problem szybko, skoro można go rozwlekać w czasie, deptać, miętolić, prostować, zwijać, rozwijać i układać w kostkę lub w trójkąt i o każdej formie informować w swoich media co godzinę?

Na portalu lisio-machałowym temat BBC opatrzony był tym co lis powiedział o kibolach osobiście, potem jak to co lis powiedział ocenia dziennikarz z redakcji, potem, że lis miał jednak rację, że to powiedział, potem, że lis nie ma racji, że powiedział to co powiedział, ale wtedy pozostali stawali w obronie lisa, że powiedział dobrze. Aż wreszcie na czołówkę wpadł Janusz Mesjasz z tekstem o propagandzie sukcesu Tuska. Przecież w Polsce są kibole, a mowa nienawiści to podstawa w naszej debacie publicznej - tu przywołując za przykład kościół katolicki, bite żony, Lecha Wałęsę i antysemityzm stadionowy.

O katolickich ciotach ani mru mru. O tym, że miejsce byłego prezydenta jest w rynsztoku też nic. To pewnie nie była mowa nienawiści tylko merytoryczna rozmowa lub konstruktywna krytyka. Nie wspomniał też o tym, że kiedyś rzucał kasą na klub piłkarski, którego kibice regularnie porządkowali stadion. Wtedy miał tylko dylematy moralne –jak to filozof- czy warto kasę dawać. Wtedy też jego wzrok za złe zachowanie kibiców kierował się w stronę władz klubu a nie w stronę Warszawy.

Ale to było w 2007 roku.

Im bliżej do wielkiego EURO 2012 w tym większe podniecenie wpada nasza opozycja i miłe jej sercu media. Tak jakby czekała na jakąś katastrofę, na jakieś nieszczęście, na jakieś spektakularne potknięcie by mogła wykrzyczeć światu jaka Polska jest wstrętna, zła, brzydka, niebezpieczna. By mogła wskazać, że to wina Tuska i puścić oczko do wyborców, że my będziemy lepsi.

Mamy coś w sobie dramatycznego, że zamiast cieszyć się zaczynamy "z radości" bić, wyzywać i czołgać sie by podlizać się innym. Hotelarze zamiast zacierać ręce na nadchodzące zyski ze sprzedanych noclegów, tak podbili ceny, że mogą pójść z torbami. Hotele w Gdańsku zaśpiewały sobie 13 tys. za trzy dni. Byle chałupa obok Gdańska śpiewa sobie 9 setek za nocleg bez gwarancji osobnej łazienki. Przyznam, że na tą wiadomość o mało nie zakrztusiłam się kawą. Hotel w Londynie -20 minut od Hyde Parku- kosztuje 250 zł za dobę. Ale Londyn to nie Gdańsk. Gdańsk się szanuje.

Ludowe Koko Spoko może nie zaśpiewać ponieważ aranżer i twórca chwycili się za łby o prawa autorskie, mimo tego, że nikt prawdopodobnie nie będzie tego songu na siłę wpychał na angielski czy amerykański Top Hits 100.

Sama nadzieja na sukces już uzewnętrzniła prostackie ciągoty i potrzeby. Jak by tu najwięcej ugrać. Tą zasadą kierują się wszyscy: upadli politycy, niedowartościowani dziennikarze, biznesmeni od których zależy powodzenie organizacji mistrzostw dla kibiców. Od tygodni zamiast cieszyć się EURO media ubolewają, że nie ma 20 km autostrady. Myślą ile Tusk straci gdy Polska nie dojdzie do finału (mimo tego, że ostatni polscy finaliści  są dzisiaj dziadkami). A lewicowo-feministyczne dziwolągi rwą szaty z powodu braku żłobków i najazdu dziwek na kraj.

Tak jakby było to pierwsze EURO w Europie i na świecie.

Nie wiem czym zajmą się nasi politycy przez miesiąc mistrzostw. Czy chcą czy też nie, wypadną na ten czas z medialnego obiegu. Co zrobią styrani narzekaniem posłowie? Czym się zajmą? Z jakiego powodu ogłoszą konferencje prasowe?

A może będą przez dwa tygodnie szykować mowy oskarżycielskie, które wygłoszą dzień po zakończeniu mistrzostw?

Jedno jest pewne. Brak widoku gęb naszej opozycji będzie wystarczającym powodem by cieszyć się EURO 2012. Niezależnie od tego czy przegramy czy wygramy.





.

Marihuana


Odbył się Marsz Konopi. Prawie 20 tysięcy chętnych do ćpania wsparło posła Palikota w walce o polityczne przetrwanie i zademonstrowało swoją niezależność wobec dołujących sondaży Ruchu Palikota i jednocześnie zależność od każdego kto obieca legalizację marychy, a najlepiej wszelakich proszków z dopalaczami włącznie.

Poseł Palikot na znak solidarności zajarał szluga i.. zrobił się szum. Podobno policja zatrzymała 29 osób a Janusza nie –może dlatego, że Jasiek ma immunitet. Więc te 29 osób może mieć teraz problemy w robocie, ponieważ gdy szef się dowie, że podwładny jara to taki solidarny nie będzie. A poseł będzie spał spokojnie ponieważ ma dwie tylko możliwości.

1.   Dobrowolnie zrzeknie się immunitetu, odda się w ręce sprawiedliwości, odważnie przyzna, że jarał marychę i z podniesionym czołem pójdzie siedzieć tak jak ten gostek z Nadarzyna. Wtedy będzie jak Ghandi i -jak powiedział Rozenek- swoją akcją wyśmiał głupie prawo.

2.   Nie zrzeknie się immunitetu, powie, że nie wie co palił i dlaczego mówicie, że to była marycha i trzeba zapytać tego, który go częstował. A prawie 20 tysiącom chętnych do ćpania powie, że takiej postawy wymaga od niego ojczyzna bo w Sejmie to może dopiero w 2015 roku coś ruszy w sprawie prochów, a w pudle nic nie ruszy. Więc pewnie rozumieją..

Ale nie o Palikocie dzisiaj napiszę ponieważ ściemki Janka to sprawa jego opalonych wyborców. Jednak pod postem Janka o konopiach zaczęła się połajanka pod tytułem „kto nie pali ten głupi katol” czego i ja osobiście doświadczyłam. Wszyscy zwolennicy jarania eksportują gdzie mogą informacje, że marycha fajna jest i od gorzały smaczniejsza i nic tak nie szkodzi ludziom jak brak marychy w płucach.

A przecież nie o to chodzi by przekonywać do brania tylko pokazać skutki brania. A te, jak wszyscy wiemy, są dramatyczne. I strach przed tą wiedzą zagłusza chętnym do ćpania zdrowy rozsądek.

Znana karnistka zaproponowała by mówić młodym, że skutkiem brania jest niemoc seksualna a przecież wiadomo, że gdy uzależniony od używki (czy to wódy czy prochów) nie radzi sobie z ogonkiem, to spierze porządnie swoją partnerkę i ją obwini za swoją niemoc. Broń Boże swoją ukochaną butelkę czy maryśkę.

Więc radę karnistki można o kant d.. rozbić.

Dlatego przedstawię swoją opinię opartą o swoją wiedzę i mam nadzieję, że dotrze do choćby części z tych 20 tysięcy, którzy boją nawet się przyznać, że sam marsz za legalizacją trawy już stawia ich w grupie uzależnionych mimo tego, że wcale tak o sobie nie myślą.

Prawo polskie nie zezwala na posiadanie i konsumowanie w miejscu publicznym narkotyków. Prokuratorzy mogą odstąpić od ścigania za posiadanie niewielkich ilości, jednak to jak zareaguje sędzia czy prokurator zależy od nich samych a nie od ustawy. I jeżeli pan poseł chce protestować to raczej pod oknami tych sędziów, którzy zbyt rygorystycznie interpretują przepisy. Niestety projekt ustawy przygotowany także przez PSPN chce, by wydawać metadon (substytut heroiny) i zlikwidować zakaz medycznego stosowania marihuany.

Nie jest już żadną tajemnicą, że zainteresowanie marihuaną wzrosło wśród młodych ludzi w wieku 15-16 lat. W tej grupie wiekowej już 24% przyznaje się do eksperymentów z konopiami. W mediach co rusz jakiś polityk tłumaczy o zdrowotnych właściwościach marychy, a i pojawiają się głosy specjalistów, że to efekt kampanii Palikota. W pełni podzielam ostatnie opinie zwłaszcza po sobotnim, publicznym jaraniu posła. Młodzi ludzie myślą sobie: skoro może to zrobić poseł – dlaczego odmawia się tego nam?

Skutki kampanii Palikota mogą być opłakane w przyszłości gdy pan poseł będzie już emerytem. Doświadczenia zachodnich krajów wraz z amerykańskimi pokazują, że o ile wszystkie używki są dla ludzi – tak niewielu ludzi zna umiar w korzystaniu z używek. Wódka jest dla wszystkich, ale to po wódce mamy najwięcej nieszczęść. Większość ludzi zaczęła swoją przygodę z alkoholem od piwa a zakończyła czy kontynuuje z gorzałą albo denaturatem.

Marihuana może być dla wszystkich, ale ciekawość prowokuje młodych ludzi do sięgnięcia po coś mocniejszego i zaczynają się kłopoty. Legalizacja jej (nawet gdy będzie wydawana na receptę) spowoduje tylko tyle, że nagle wszyscy zaczną mieć depresję - nic tak przecież nie pomaga w depresji jak jeden porządny mach. Były poseł SLD by wrócić do łask przekonuje, że marycha jest zdrowa ponieważ pomaga w cierpieniu chorym na raka. Może i pomaga, ale co to ma wspólnego z legalizacją, która obejmie swoim zasięgiem zdrowych ludzi?

Każdy kraj ma swoją kulturę korzystania z używek. Na blogu, wspominając Londyn, napisałam o młodych ludziach, którzy do Hyde Parku przyszli z koszami wypchanymi butelkami wina i szampanami. Bawili się świetnie, grali w piłkę i badmintona. Każdy z czytających może sobie wyobrazić taką sytuację na naszym „polskim ogródku”  i co z niej wyniknie. W najlepszej sytuacji będą wrzaski, które wypłoszą wszystkich trzeźwych z parku, w najgorszym nóż pod żebrem z niewiadomego powodu.

I podobnie będzie z narkotykami. Bo niezależnie od tego, czy młodzi zaczną od marychy i tak  znaczna część z nich skończy na narkotykach twardych. Jeżeli już dzisiaj jedna czwarta dzieciaków próbuje to co będzie za kilka lat? I na polskich ulicach będziemy mieli nie dość, że pijanych, którzy bezkarnie sobie poczynają -to jeszcze naćpanych. O ile pierwszych rozpoznamy z daleka i w porę zwiejemy, to rozpoznanie drugich może zdarzyć się za późno.

Dlatego ostatnią rzeczą jaką można zrobić do umożliwić swobodny dostęp do narkotyków. Po to by chronić kogo się uda przed zejściem na dno. I to jest jedyna droga, ponieważ wcześniej czy później taki ćpun, rzygając i robiąc pod siebie i tak powie, że to nasza wina, że mu pozwoliliśmy uzależniać się i to dzięki nam rzyga i robi pod siebie.

Pokażcie mi drodzy manifestujący choćby jednego po odwyku, który powiedział, że warto było z prochami zaczynać.

_____________

A teraz popatrzecie na zwolenników trawy. Wideo pokazuje dość jasno, że chodzi tylko o to by się naćpać. A nowa nazwa narkomana? "Człowiek pozytywny -pozytywista". Oops.. to nam rośnie pokolenie pozytywistów :/




Zobacz dyskusję na temat:

jest jeszcze na blogu Palikota
ale tam jak zwykle tylko bicie piany :)





.

Nie będzie pan Janek pluł sobie w twarz..


Szczerze mówiąc nie zwracam uwagi na to co mówi Jan Tomaszewski, który dzięki temu, że raz czy dwa złapał w odpowiednim momencie piłkę uchodzi za bohatera.

Piłkę złapał prawie pół wieku temu i od tego czasu niczym szczególnym się nie wsławił, nie licząc powrotu na czubek ludzkich języków gdy poparł stan wojenny i wstąpił do PRONu. O ile o stan wojenny można się spierać – to już o jawne przystąpienie do PRONu jest ewidentne i bramkarskie bohaterstwo pana Janka utonęło w tym co stan wojenny ludziom przyniósł.

W krwi i łzach jego ofiar.

Pan Janek powrócił na deski polskiego teatru medialnego dzięki prezesowi i od tej pory stał się PRZEDSTAWICIELEM NARODU, który wypowiada się w imieniu swoich wyborców. Od momentu wejścia w posiadanie legitymacji poselskiej nie ma już prywatnej opinii. Od tego momentu wszystko co mówi staje się głosem POLSKIEGO POLITYKA i jest skrzętnie spisywane przez zagranicznych korespondentów.

Pan Janek zna się na marketingu i wyraża zdanie wyborców także w mediach zagranicznych, zwłaszcza w niemieckich, które z lubością cytują później słowa POLSKIEGO POLITYKA dyskutując o stanie przygotowań Polski do EURO 2012 i ubolewając nad brakiem jakiegokolwiek stanu. Z błogim wyrazem twarzy dyskutują o poziomie piłki nożnej swoich wschodnich sąsiadów, których piłkarze potrafią zamiast kopać piłkę tylko chlać i burdy urządzać, a jakby tego było mało sprzedają własne mecze. Dyskutują w telewizji o możliwościach polskiej drużyny, która szkoda czasu żeby wychodziła na murawę ponieważ w swoich szeregach ma jakiś nieudaczników o różnych kolorach skóry i różnych językach.

Ach ci Polacy, nic nie potrafią porządnie zrobić – utrwalają sobie stereotyp o słowiańcu zza Odry. Przecież POLSKI POLITYK powiedział to w wywiadzie dla gazety. Reszta jest interpretacją.

Pan Janek nie żałuje swoich słów, mało tego słowo „wstydzę się” zastąpił teraz zwrotem „czuję obrzydzenie”. Oczywiście do polskiej drużyny. I nie opluł z tego powodu lustra przy goleniu. Czyli nic się nie stało. 

Jednak nawet prezes się podobno obruszył i przeprowadził z panem Jankiem męską rozmowę. Przecież prezes jest patriotą i nawet na czas EURO 2012 pokój w polityce ogłosił..

I tutaj znowu niewyparzony język pana Janka pozbawił społeczeństwo złudzeń co do szczerych intencji prezesa. Pan Janek powiedział, że wypowiedzi pana Janka „Premier Jarosław Kaczyński uznał, jako błąd taktyczny”.

Błąd taktyczny?

Czyli nici z pokoju i będzie wojna?

Czy tym razem wojenkę poprowadzi przewodniczący Duda? W imieniu pana prezesa?


WIĘCEJ NA:










.

Gdy Dorn się nudzi..




W Polsce bycie opozycją to przywilej. Nie ponosi się żadnej odpowiedzialności za cztery lata zasiadania w ławie poselskiej, wystarczy wypowiedzieć na posiedzeniu magiczne słowo „Nie” lub „Nie” przyjść na posiedzenie Sejmu. Za te wymagające wielkiego poświęcenia i niesamowitego hartu i odwagi działania, polski podatnik sucie wynagradza parlamentarzystów. 
Warto być posłem w Rzeczypospolitej.

Ale znajdują się jeszcze Wallenrodowie, którzy chcą walczyć, chcą „Coś” robić, chcą mieć wpływ na losy kraju lub innych państw. Oczywiście nie można pominąć faktu, że istną wylęgarnią takich bohaterów dnia codziennego jest właśnie opozycja. Co kilka dni wyrywa się wojownik i rusza ze szpadelką a to na kościół, a to na Tuska, a to na Merkel.

Zaś dzisiaj zabłysnął na parlamentarnym nieboskłonie Ludwik Dorn.

Nie wiem pod wpływem czego opracował swój iście diabelski plan. Strategia została oparta na szerokowzroczności męża stanu i połączona z naszymi naturalnymi skłonnościami do wielbienia bliźniego i ulżenia mu w trudach. Przywary tak bardzo popularne wśród naszych obywateli.

Co to takiego?

Te naturalne skłonności to taka zwykła ludzka zawiść o to, że ktoś może być lepszy, lepiej mieć lub lepiej coś robić.

Oczywiście zawiść jest tak zakorzeniona w naszym społeczeństwie, że nawet niezauważalna. Przyzwyczajenie robi swoje. Jednak strateg Dorn postanowił wyeksportować naszą narodowa przywarę do Parlamentu Europejskiego. Tak by wszyscy zrozumieli i uczyli się, jakich ofiar wymaga polskie poświęcenie.

Ta ofiarą miałaby być Chorwacja.

Miałaby pozostać poza Unią Europejską tylko dlatego by Tusk nie dostał w przyszłości posady w instytucjach unijnych. Kilka milionów ludzi, które zadeklarowało, że chce do UE przystąpić oblizałoby się Unią tylko dlatego, by Tusk nie mógł liczyć na szacunek europejskich salonów. Setki tysięcy turystów musiałoby wymieniać euro na kuny do końca życia tylko dlatego by zaszkodzić Tuskowi w karierze. Setki tysięcy ludzi musiałoby do końca życia płacić za rozmowy z Chorwacji do Polski prawie 5 zeta za minutę – tylko dlatego by Ludwik Dorn mógł nacieszyć się kompromitacją Tuska.

Zapominając, że takie zachowanie skompromitowałoby Polskę a nie Tuska. 

Kraj, który kiedyś z niepokojem wyczekiwał decyzji dotyczącej swojej przyszłości –dzisiaj blokuje dostęp do wspólnoty innym państwom ponieważ jakiś niedowartościowany poseł, wyrzucony na twarz z jednej partii, któremu katastrofa smoleńska zamknęła drogę do walki o prezydenturę kraju i bycia wielkim,  postanowił -jak smarkacz, a może jak zwykła zawistna przekupa- pokombinować jak podłożyć świnię premierowi własnego kraju.

Tak oto mogłyby zmienić się losy Europy i świata. Zawistny Dorn by uwalić karierę Tuska blokuje Chorwacji  wejście do UE, stając się ziarnem siejącym kolejną wojnę na Bałkanach. 

Gdyby poseł Dorn nie wiedział o czym napisałam i co mam na myśli, niech z nudów pojedzie do Chorwacji i wstąpi do Bośni Hercegowiny. Może coś zobaczy, może coś zrozumie, może czegoś się nauczy. 

Niech pojedzie i porozmawia z mieszkańcami. Zawsze to będzie jakieś zajęcie ponieważ nuda życia w opozycji zaczyna podsuwać mu diabelskie pomysły.


Więcej: 




.

Przewodniczącemu Dudzie ku przestrodze



Kilka dni temu przewodniczący Solidarności wraz ze swoją kadrą urządził awanturę pod Sejmem i zablokował posłom możliwość powrotu do domów. Nie oberwał za to pałką ani nie poniósł żadnych konsekwencji może tylko dlatego, że - jak zasugerował Kazimierz Marcinkiewicz -   premier miał wiedzę iż Solidarność tylko czeka na zdecydowane zachowanie policji. 

Co by się działo później każdy z nas wie.

Wszystko wskazuje na to, że Marcinkiewicz miał rację. Jego słowa mocno zapadły w pamięci szefa Związków Zawodowych by dzisiaj wypłynąć jako skarga i żal.

Senat odmówił Dudzie prawa do uczestnictwa w debacie na temat reformy emerytalnej. Nie dziwię się. Jatka i awantura, a także kije pijanych nie są argumentami w debacie, choć niewątpliwie dobrze sprawdzają się na ulicy. Dzisiaj Duda zapewnia, że nie zablokuje parlamentu, ale po ostatnich wydarzeniach  trudno mu wierzyć –tym bardziej, że nie potrafił zdyscyplinować demonstrantów.

I o to pewnie chodziło, ale nie wyszło tak jak Duda planował i jego akcja nie spotkała się z aprobatą społeczną.

Dlatego świadomy swojej porażki wyżalił się w mediach: Widzicie państwo sami kto prowokuje. Rządzący pokazują, gdzie jest miejsce związku zawodowego, czyli na ulicy.

Gdyby Duda myślał nad tym co mówi, wiedziałby, że Senat to nie rządzący tylko senatorowie wybrani przez wyborców. I o ile senatorowie z opozycji przyklasną awanturom na ulicy, to już nie zaryzykują podobną - twarzą w twarz. Pamietając, że związkowcy nie mają oporów z waleniem na oślep.

To był pstryczek w nos dla człowieka, który myśli, że gdy spali oponę to będzie bohaterem. Nie twierdzę, że Duda ma złe intencje. Ale ważne sprawy zaczyna załatwiać się debatą a potem ewentualnie protestem na ulicy. Jeżeli przewodniczący nie wie skąd czerpać wzory zachowań –wystarczy popatrzeć na kolegów z Europy. Tam pracodawcy wiedzą, że związki to siła, a i pracownicy chętnie się do nich zapisują.

W naszym kraju pracodawcy mają związki w czterech literach, przewodniczący zakładowych związków dostanie na przykład premię od właściciela zakładu i przypadkiem straci wzrok na widok zwolnień. Tak na wszelki wypadek. Pracownicy idą na bruk, a przewodniczący jedzie do Warszawy palić opony z powodu Telewizji Trwam. W końcu jakiś dym musi być :)

Dlatego Piotr Duda powinien przemyśleć swoją strategię. Powinien najpierw pojechać do kolegów związkowców do Francji czy Niemiec i zapytać o co w działalności związków zawodowych chodzi. Może zrozumie na czym polega przewodniczenie takiej organizacji.

W przeciwnym razie skończy jak Śniadek. Ani z niego bohater, ani związkowiec. Za to nic nie znaczący polityk w nagrodę.

W przeciwnym razie także Solidarność zacznie kojarzyć się na zawsze nie z tymi, którzy pałami obrywali od zomowców i umierali w komunistycznych więzieniach, tylko z pijanymi ludzikami lejącymi posłów kijami.

W końcu komuś na takim wizerunku Solidarności bardzo zależy.





.

Bo to taki dobry katolik był..



Po raz kolejny zakończył się tydzień apostazji w Polsce zorganizowany przez środowiska antyklerykalne i pseudolewicowe. Nie ma dokładnych statystyk na temat tego ile osób tak naprawdę opuściło kościół w ramach nawoływania polityków, ale wszystko wskazuje na to, że niewiele skoro podsumowanie całej akcji Andrzej Rozenek zamknął w słowach: To był Tydzień Apostazji zakończony opuszczeniem Kościoła Katolickiego przez Janusza Palikota.

No właśnie.

Po sobotnim zażenowaniu kolejnym show Palikota zaczęłam zastanawiać się czemu miało ono służyć. O ile jeszcze w sobotę Palikot wydawał mi się śmiesznym -tak dzisiaj jest mi go najnormalniej, po ludzku żal. Jego i tego nie wnoszącego nic sensownego do życia publicznego Ruchu. Wydawało mi się, że ktoś z RP pojawi się jak zawsze w niedzielnym programie Moniki Olejnik (7 dzień tygodnia) i entuzjastycznie odtrąbi wielki sukces moralny świeckości nad katolicyzmem.

Ale nikt się nie pojawił. Nie było powodów do radości?

Obejrzałam jeszcze raz wideo, które pojawiło się w mediach uwieczniające chwilę powieszenia nic nie znaczącej kartki na drzwiach kościoła. Zobaczyłam tam przegranego człowieka pozującego do zdjęć przed wejściem do świątyni: panie Januszu wyżej rękę, mógłby pan poprawić napis, proszę popatrzeć na mnie, panie Januszu teraz w prawo, i teraz do mnie, prosimy popatrzeć tam do tyłu teraz, o dobrze, Panie Januszu jeszcze raz można, o dobrze, dziękuję..

A potem gwiazda weszła do kościoła już bez łańcucha zniewolenia na szyi, wzbudzając ciekawość turystów. Co to za człowiek robi sobie zdjęcia z fotoreporterami w kościele? –pewnie pomyśleli. I na wszelki wypadek także wyciągnęli telefony komórkowe.

Pstryk, pstryk. Wrócą do swoich krajów i pokażą co zobaczyli w polskim kościele, może dojdą do wiedzy, że ten człowiek to polityk. Może doczytają gdzieś, że właśnie tym przedstawieniem w świetle kamer zmienił swoje poglądy religijne i postanowił zostać ateistą. I przetrą oczy ze zdziwienia, ponieważ w ich kraju, żaden polityk nie zwoła mediów tylko po to by poinformować ich, że już nie lubi chodzić do kościoła. U nich przecież jest to bardzo osobista sprawa.

Palikot miał swoje pięć minut. Przed świątynią błysk fleszy przyćmił światło słoneczne – zaś w świątyni rozjaśnił mrok zacofania kościoła i ukazał drogę nieświadomym, zindoktrynowanym istotom modlącym się przed ołtarzem. Podążajcie za mną! –zdawała się krzyczeć symboliką postać posła opuszczająca w świetle jasnych rozbłysków ciemne, zimne i nieprzyjazne ludziom miejsce. Prawie jak Jezus, no może jak Mojżesz, albo jak Luter, no dobra niech będzie prawie jak Piłsudski..

I po spektaklu.

Kartki na drzwiach kościoła już nie było. Parę minut po powieszeniu ktoś ją ściągnął. Nie wiadomo czy ktoś od Palikota czy jakiś przechodzień by sprzedać ją na Allegro jako wzór tego jak zrobić szum i nic nie zrobić.

Czym była kartka papieru udająca dokument powieszona gdzieś na drzwiach? Czy tak załatwia się urzędowe sprawy? Czy rozwodząc się także przyczepiamy swoją „wolę opuszczenia żony/męża” na drzwiach urzędu w Warszawie, informując, że nie chcemy już być razem z nią/nim w Biłgoraju? Czy to wystarczy by czuć się wolnym?

Polityk, który nie raz pokazał, że przepisy niewiele go obchodzą bo to on jest szlachcicem na zagrodzie znowu zagrał na nosie zapatrzonym w niego antyklerykałom. Oni poczuli wiatr odnowy we włosach i też powiesili nic nie znaczące kartki na drzwiach kościoła w Łodzi. Jaka fajna zabawa – wieszanie kartek na starych drewnianych wejściach.

Poseł Palikot pewnie w dalszym ciągu jest wiernym kościoła katolickiego. Nie złożył stosownych dokumentów tam gdzie powinien więc oficjalnie sprawy nie ma. A przecież nietrudno jest wyrwać się urzędowo ze szponów kościoła. Wystarczy zgłosić się do kancelarii prawnych, które zajmują się sprawami apostazji. To jest bardziej wiarygodne niż czekanie na ustawy, które nie wiadomo co mają zawierać by pomóc apostatom.

Ale przecież nie po to poseł stawiał kapliczkę koło swojego domu by teraz ją burzyć. Nie po to przywoływał marzenia o Polsce Wojtyły by zrywać tak serio więzi ze wspólnotą chrześcijańską. Przecież nikt normalny nie histeryzuje z tego powodu, że kilkadziesiąt lat temu ktoś mu namalował wodą święconą znak krzyża na czole.
Nikt normalny.

Ale elektorat Palikota żąda i wymaga. Oczekuje zamieniania kościołów w kliniki aborcyjne więc trzeba pielęgnować ich żądania by nie stracić resztek walącego się słupa poparcia. By wzmocnić akcent straty redaktor Terlikowski pisze listy do Palikota, że jeszcze jest czas, że może wrócić. A sam poseł napisał na kartce papieru, żeby sobie kościół nie myślał i jego –Palikota nie nękał bo do sądu pójdzie.

A w sumie dla Kościoła to pryszcz, z Palikotem czy bez niego Kościół będzie istniał. No, może na świecie, dla turystów była to sensacja, ale dla nas..

Całą śmieszność akcji Palikota pokazuje to wideo :)



Więcej na:



Koncerny farmaceutyczne złożyły donos na Polskę



Dzisiaj znowu o służbie zdrowia, ale chyba jakaś fala pomocy idzie na lipcowe strajki lekarzy. Nieoczekiwanie zbuntowani i pracujący ponad siłę doktorzy otrzymali wsparcie od koncernów farmaceutycznych, które zamierzają dorzucić Polskę do listy złodziei intelektualnych.
Z jakiego powodu?

Nie podoba im się ustawa refundacyjna. Nie podoba im się dlatego, że rząd dopuścił do sprzedaży zamienniki drogich leków. Że -według nich- rząd dyskryminuje koncerny, które chcą setkę za lek a faworyzują te, które oferują dychę za lek o takim samym działaniu. No i na końcu rzecz najważniejsza pewnie dla naszych niektórych zaharowanych i umierających z przemęczenia lekarzy: przedstawiciele koncernów mają utrudniony dostęp do medyków i nie mogą dawać im prezentów w zamian za wypisanie polecanego leku.

Rzecz to niebywała – powiedziałby Jarosław Kaczyński.  Amerykańskie koncerny doniosły na państwo polskie do rządu Obamy, że polski rząd nie chce napychać im kieszeni pieniędzmi polskich schorowanych podatników. I polski rząd znalazł tańsze leki by ulżyć kieszeniom swoich obywateli a nie pomóc kieszeniom i tak obrzydliwie bogatym koncernom.

Nie wiem co zrobi polski rząd, ale mam nadzieję, że jeszcze bardziej zaciśnie niektórym brykającym smycz. I powołam się w tym miejscu na tak znienawidzonego Putina, który w sprawie ACTA zamknął dziób wszystkim, którzy szykowali się na ciąganie Rosjan po sądach: Jeśli chcecie by Rosjanie kupowali legalne płyty dostosujcie ceny do ich kieszeni.

I to samo powinien powiedzieć polski rząd firmom farmaceutycznym.

Ceny leków oferowanych przez koncerny są takie jakie są ponieważ zawierają także szkolenia-prezenty na Karaibach, wynagrodzenia dla przedstawicieli handlowych, a te nie mieszczą się w granicach tysiąca złotych gdyż zawierają jeszcze ceny „drobnych” prezentów (np. ekspres do kawy dla pani doktor). Zawierają także nieprawdopodobną rządzę zysku i pazerność na monety. Przekonał się o tym rząd RPA gdy nałożono na niego sankcje gospodarcze za sprowadzanie leku z Indii (kilkanaście rupi),który w ofercie koncernu kosztował ponad setkę dolarów.

Nasze państwo ma troszczyć się o nasze portfele. Jeżeli już nie może spowodować, żeby komputery i samochody były tańsze to może zdecydować o cenach leków by nie dobiły chorych w większości emerytów i rencistów. Ponieważ cena leków jest podobna i u nas i „na zachodzie”, ale zarobki jeszcze nie są podobne dla wszystkich.

Niezależnie od nacisków, rząd czy ministerstwo powinno zachować się tak jak Putin. Jak Rosjanie skorzystali na jego wypowiedzi? Wystarczy popatrzeć na ceny DVD czy Windowsów w sowieckich sklepach. I jakoś wytwórnie muzyczne i Bill Gates przeżyli przy mniejszym zysku.

A jak będzie u nas?

Zobaczymy w lipcu. Czy Bartosz znowu podwinie kitę czy może pokaże, że ma jaja. Czy pacjenci znowu będą współczuć lekarzom i farmaceutom czy walną wreszcie ręką w stół i powiedzą „dawaj mi to lekarstwo, bo za to ci płacą”.

________

Na Priority Watch List (lista, na którą trafimy, jeżeli Arłukowicz nie ustapi) jest także Kanada bliska sercu Amerykanom. Więc to nie będzie jakaś szczególna tragedia gdy i nas koło Kanady posadzą ;) 



Więcej na:    





.

Na szarym końcu Europy



Jakość naszej służby zdrowia to temat rzeka. Prawie wszyscy narzekamy, prawie wszyscy wiemy, że państwo za mało pieniędzy wydaje na leczenie pacjentów, prawie wszyscy litujemy się nad lekarzami, którzy protestują mimo tego, że protest uderza w pacjentów a nie w rząd.

Ponieważ nauczyliśmy się narzekać na.. rząd. Jakikolwiek by nie był.

Niedawno napisałam, że na nic się zda najlepsza ustawa, jeżeli wykonawca nie będzie przestrzegał jej przepisów. Na nic zda się pompowanie największych pieniędzy w służbę zdrowia, skoro nie można kontrolować sposobu wydawania tych pieniędzy. Strajki styczniowe pokazały, że Służba Zdrowia to słowo klucz, który jest winny wszystkiemu, ale nie są winni ci, którzy służbę zdrowia tworzą. Oni mówią, że system jest zły, ale naprawa systemu jest według nich jeszcze bardziej zła i na lipiec planują kolejne strajki, na wypadek gdyby ktoś cichcem chciał jednak system uzdrowić.

W rankingu, który podały dzisiejsze media okazało się, że jakość naszej służby zdrowia stawia nas gdzieś na szarym końcu Europy. Oprócz tego co wiemy (kolejki, brak leków) dorzucić można jeszcze zachowania pracowników służby zdrowia. Trudno ciągle pisać o wizycie w szpitalu, którą poprzedza wizyta w gabinecie prywatnym lekarza, o badaniach, które robi szpital dla gabinetów prywatnych. O wódzie nie można zapomnieć -w święta znowu jakiś pijany lekarz (2.6 promila) przepisał dziecku śmiertelną dawkę leków. Nie można zapomnieć też o dylematach moralnych aptekarzy, dla których własne widzimisię jest ważniejsze od recepty z pieczątką lekarza.

Nie ma systemu idealnego, ale wykonywanie porządnie pracy powoduje, że system staje się bardziej znośny. Dojenie systemu dla własnych korzyści wprowadza demoralizację całego sektora.

Ostatnio głośno było o lekach dla chorych na raka, o fatalnej sytuacji klinik onkologicznych. Oczywiście palec lekarzy i mediów od razu wskazał Ministerstwo Zdrowia. Ministerstwo zastanawia się jak to możliwe, że daje więcej kasy, a ze świadczeniem usług jest gorzej niż było, gdyż pacjenci piszą do Rzecznika Praw Pacjenta skargi.

I wysłało CBA.

Nasze zainteresowanie wzbudziło kilka przypadków, które wymagają szczególnej uwagi, m.in. odsyłania pacjentów z publicznej - bardzo dużej jednostki, jaką jest Instytut Onkologii w Warszawie - do niewielkiej jednostki prywatnej, podczas gdy leki w Instytucie były..
______

A w lipcu czeka nas kolejny strajk lekarzy.





Więcej na   Salon24.





.

Art 255




Lata minęły od czasu gdy czytałam ostatni wpis Matki Kurka. Myślałam, że słynny komentator Onetu zakończył działalność publicystyczną i wiedzie spokojne życie już bez udziału polityki. Jakie było moje zdziwienie gdy przeczytałam wczoraj w mediach, że poseł Palikot pozywa Matkę Kurka za groźby.

??????

Tak więc wróciłam wypoczęta z urlopu i ciekawa co nowego w polskiej polityce. Gdzieś w drodze do.. łapałam neta i czytałam o stękaniu: Leszku, pogódźmy się, ale chyba nic z tego nie wyszło mimo stękania Czarzastego, że fajnie by było gdyby się pogodzili. Potem przeczytałam stękanie Biedronia, że posłowie go obrażają i nazywają pedałem, a przecież ciota brzmiałoby lepiej i świadczyłoby o oczytaniu i o znajomości literatury.

Ale wczoraj zwaliła mnie z nóg informacja, że ktoś dybie na życie Prawdziwego Mesjasza Lewicy i chce zapłacić jedną setkę tysiąca za: świński ryj Palikota. Pewnie miał na myśli ten ryj, który poseł przyniósł kiedyś do studia TV, ale nie wiedzieć czemu Janusz odebrał to jako namawianie do ataku na swoją twarz.

Pewnie patrząc w lustro widzi już tylko świński ryj..

Januszowi oprócz słupków spada pewnie poczucie humoru. Spada już wszystko: poparcie, wiarygodność, poziom publicystyki na blogu, spada ilość szarych komórek w mózgu, co słychać w wypowiedziach posła: coraz cięższy dowcip i coraz bardziej stęchłe słownictwo. Janusz wywołuje już nie śmiech, ale grymas zażenowania.

Teraz, po miesiącach pustosłowia i obrażania każdego kto stanął na drodze januszowej wizji państwa polskiego - poseł postanowił powalczyć ( a raczej postraszyć) z blogerem robiąc z siebie ofiarę nagonki prawicowych mediów i oczywiście Jarosława Kaczyńskiego. Palikot na pewno przeczytał wpis Matki Kurka i rozumie co bloger chciał powiedzieć. Powinien zrozumieć przesłanie, ponieważ jest oczytany, jest filozofem i wszelkie porównania oraz gry słowne nie są mu obce. Zwłaszcza po tak subtelnym przesłaniu jakie niosła katolicka ciota.

Jestem pewna, że strach posła Palikota o swoją twarz (świński ryj?) to tylko kolejna akcja mająca wynieść posła na czołówki gazet. Poseł przecież nie musi się nikogo bać, poseł ma czyste konto i nie jest w nic uwikłany. Poseł nie jest otoczony żadnymi poszemrańcami jak śp. Lepper i nikt nie ma ochoty obdzierać go z twarzy (ryja?)  nawet za bańkę (stawka za świński ryj wzrosła).

Poseł na pewno powie w mediach, że adwokat żartował i to była taka ściemka dla elektoratu. Przecież poseł Palikot zna siłę żartu i pamięta słowa, które wypowiedział przed kamerami: Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż.




Zobacz dyskusję na ten temat w:





.


.

.