To będzie śmierć muchy a nie pająka



Wczoraj europejskie media odtrąbiły wielki sukces europosłów, który przejawił się odrzuceniem ACTA. Jeżeli ktoś nie pamięta czym mogłaby skończyć się ratyfikacja to przypomnę pospolite ruszenie w styczniu, które było odpowiedzią młodych ludzi na pospiech premiera Tuska i późniejsze demonstracje w pozostałych krajach Europy, które już tak spokojne i pokojowe jak nasze nie były. 

Nie dziwię się reakcji internautów. Nikt nie lubi ograniczeń zwłaszcza gdy ograniczać zaczynają pazerne na kasę wytwórnie muzyczne czy filmowe. Nic mnie tak nie wkurzyło po śmierci Whitney Houston jak niemożność obejrzenia jej teledysków na niemieckim YT ponieważ Gema nie może od lat dogadać się właśnie o prawa autorskie. Nic tak nie wkurza gdy policja ściga internautów oglądających filmy udostępnione legalnie, na legalnych stronach, które mają wsparcie znanych i legalnie działających sponsorów. Nie widzę żadnego sensu w karaniu klienta za to, że właściciel sklepu nie dopełnił formalności przy zamawianiu towaru.

Na mdłości zbiera gdy słyszę o Kaziku wykłócającym się  z blogerem o zdanie wyrwane z piosenki  czy też nadgorliwca z Wedla, który straszył blogerkę sądem za przepis na ptasie mleczko.
Ręce opadają na wiadomość o sprawie w sądzie z powodu opublikowania podobnego zdjęcia z Londynu czy też o blokowaniu sprzedaży Galaxy w Niemczech czy Holandii (a jak wiadomo są to główne porty rozładunkowe).
Szlag trafia gdy jakaś gazeta żre się z inną gazetą o wyłączność używania biało czerwonych barw na znaczku.  A już w ogóle trudno uwierzyć, że firma, która w 2006 roku opatentowała „urządzenie umieszczane w głowie”, które nie wiadomo czym tak naprawdę miało wtedy być - dzisiaj może zablokować sprzedaż okularów Googla, które wiadomo już czym są. 

I same te przykłady pokazują jak daleko można się posunąć by w świetle jakiejś ustawy i obowiązującego na jej podstawie prawa, całkowicie zablokować rozwój. Ponieważ zgodnie z ACTA rozwój mógłby mieć miejsce tylko wtedy,  gdyby ten kto wpadł kiedyś na pomysł czegoś (mimo, że tego nie zrealizował) dostał kasę za to co mógł, ale czego nie zrobił a zrobił to ktoś inny.

Taka komuna w wydaniu kapitalistycznym. Takie kłopoty z powodu słowa widma: "własność intelektualna".

Ale ACTA poległo i od wczoraj internauci nie powinni już nigdy więcej usłyszeć tego słowa w kontekście zagrożenia. Ale to też nie oznacza, że nie pojawiły się inne zagrożenia, które z powodu nie posiadania w swoich zapisach czterech rozpoznawalnych literek, mogą przejść całkiem niezauważone i wprowadzić ponowny zamęt w środowisku. Tylko tym razem już na zawsze.

Nie znalazłam materiałów by posiąść wiedzę nad tempem prac nad zaostrzaniem przepisów celnych w państwach UE. Otóż rozporządzenia nad którymi pracowali jeszcze w kwietniu europarlamentarzyści, dawałby prawo do kontrolowania wszystkich paczek niewielkich rozmiarów bez względu na to czy wysyła je osoba prywatna czy firma. Jakby tego nie było dość, celnik będzie miał prawo zniszczyć podejrzaną paczkę bez decyzji sądu. I oberwie jeszcze za przewożenie podejrzanego towaru przewoźnik, który nawet nie musi wiedzieć co wiezie.

Prawa jakie do ręki dostaną celnicy może zaowocować także tym, że służba celna zwróci uwagę na laptopa turysty i jeżeli dojdzie do wniosku, że są w nim rzeczy pirackie zrobi z laptopem to samo. Zrobi to samo z portkami, które przypominają Levisy ale nimi nie są. Zrobi to samo z torebką, która przypomina Pradę, ale nią nie jest. Nie wiem co zrobi z perfumami, które przypominają Chanel, ale.. nimi nie są.

Wygląda na to, że problemy dopiero mogą się zacząć i święte prawo własności i nietykalności może zostać zbrukane celniczą ręką. Tym bardziej brzmi to groźnie gdyż takie rozporządzenie po prostu wchodzi w życie i nie musi być ratyfikowane.

Tak więc drodzy internauci. Nie otwierajcie szampanów z powodu śmierci ACTA. Po pierwsze wróci ono ponownie po modyfikacjach, po drugie – sieć powiązań instytucji kontrolnych w ramach jednego przepisu może być tym, co niesie pajęczyna dla muchy. 

Śmierć muchy. Nie pająka.


_______

A teraz popatrzcie na paranoję ochrony "własności intelektualnej", która zaskoczyła mnie kilka miesięcy temu w Niemczech:








.

.

.