Żałobny bunt oświeconych


Dzisiaj kończy się żałoba narodowa. To tylko dwa dni, które poświęcone zostały kilkunastu osobom, które zginęły w katastrofie kolejowej kilka dni temu. Dwa dni solidarności społecznej z rodzinami, które długo będą się zbierać z przeżytego szoku. Niby tylko dwa dni. Ale dla niektórych aż dwa dni i w ogóle po co jakiekolwiek dwa dni.

Oczywiście nie zdziwiły mnie natychmiastowe ataki oponentów politycznych na rząd Tuska, który według nich odpowiada za to, że dyżurny ruchu popełnił błąd. Nie zdziwiło mnie szukanie przez Sakiewicza analogii do katastrofy smoleńskiej. Sakiewicz znany jest z histerycznych tez, które potem cichutko spycha w otchłań zapomnienia z głównej strony swojej gazety. Nie zdziwiło mnie, że nagle większość Polaków stała się ekspertami od kolejnictwa i wiedziała, że można było inaczej. Nie zdziwiły mnie histeryczne tytuły na portalach, które miały być poważne i jeszcze niedawno zapowiadały się jako zachęta do ogólnonarodowego porozumienia. 

Zdziwiło mnie to, że dla pewnych grup te dwa dni stały się powodem do przyklejania naszemu społeczeństwu łatki żałobników. Marudzenia, że byle pretekst wystarczy by już flagi opuszczać. Stary slogan, że w weekendy więcej ludzi ginie, wyliczanki ile zginęło w Boże Narodzenie. Porównywanie z Japonią i Polską międzywojenną. Rozmyślania co będzie gdy następnym razem zginie tylko czternaście osób albo jedenaście.

Będzie wtedy żałoba czy też nie będzie? -pytali oświeceni filozofowie.

Robert Biedroń napisał nawet artykuł by dać wyraz swojemu oburzeniu.  "To hipokryzja narodowa, a nie żałoba. Rząd urządza szopkę" krzyknął tytułem i pokazał swoje buntownicze oblicze wystukując na klawiaturze bohatersko co sądzi o żałobie narodowej. Do tego artykuł uświetnił swoim zdjęciem, ale jakie to było zdjęcie.. coś pomiędzy bandytą a młodym gniewnym.

Biedroń nazwał te dwa mijające dni hipokryzją i szopką urządzoną przez rząd tylko po to by odwrócić uwagę społeczeństwa od naprawdę ważnych spraw. Wyświechtany slogan znalazł doskonały grunt u ludzi Palikota. Biedroń tak się rozbujał w krytyce, że sam napisał pod koniec swoich wywodów iż z godnością przyjmie ciosy od tych, którzy go znienawidzą za jego tekst. Ponieważ głos taki jak jego jest rzadkością. Chociaż moim zdaniem był pospolitszy od wszystkich pospolitych głosów razem wziętych.

Co wynieśliśmy z tych dwóch dni?

Kolejną wojnę, przy czym swoją drugą twarz pokazali ci, którzy ostatnio o solidarności społecznej dyskutują. Bo czym była ta żałoba jak nie solidarnością z tymi, którzy cierpią po utracie bliskich. Czym jak nie potwierdzeniem, że jesteśmy społeczeństwem, które potrafi przeżywać wspólnie jednostkowe tragedie.

I moglibyśmy tak te dwa dni zapamiętać gdyby nie różnego rodzaju "biedronie" wychylające się z każdego kąta, narzekające, że życia im ubyło przez dwa dni niechodzenia na imprezę czy nie oglądnięcie Szymona Majewskiego w telewizji. Moglibyśmy zapamiętać, gdyby nie różne "biedronie" zacierające ręce z radości, że można dowalić premierowi za pomyłkę zwykłego człowieka, którzy całe strony na blogach zapisali swoimi oczekiwaniami wobec rządu, wymieniając „ja oczekuję” co kilka słów.

Gdyż żałoba według takich "biedroni" to show. 

Każdy ma swój show. To pewnie rozrywka. Moment gdy mogą wyjść na scenę i odegrać swoją rolę. Może nawet ktoś im przyklaśnie. Ale mają wtedy swoje pięć minut bohaterstwa, stanowczości, poczucia misji, walki o zdrowy rozsądek. Mogą krzyknąć, rzucić przyłbicę, wyzwać na pojedynek albo zrobić z siebie cierpiącego Chrystusa, który bierze na swoje barki krzyż krytyki nieoświeconych.

Tylko przez te dwa dni.

A już jutro wstanie nowy dzień. I już jutro zobaczymy maślane twarze takich "biedroni", którzy podniosą larum gdy tylko ktoś nie tak na nich spojrzy i urazi ich uczucia. Skończy się bohaterstwo –zacznie zwykłe życie.

Bo za tymi oświeconymi buźkami czai się pogarda większa niż sami jej doznają. Bo za tymi chmurnym spojrzeniem kryje się słaby wzrok, który jest w stanie zobaczyć tylko czubek własnego nosa.




.
.

.