Polityka jak kocie story

G+ podszeptuje tematy do rozważań. Wczoraj przetoczyła się dyskusja na temat skali protestów młodzieży po podpisaniu przez Polskę regulacji ACTA. Zdziwienie autora dotyczyło nie tyle działań Anonnymous co ulicznych protestów z tego powodu, niespotykanych w Europie.

Żeby pojąć specyfikę polskiej rozprotestowanej ulicy koniecznie muszę wytłumaczyć na czym polega polska polityka. A polega ona na protestowaniu dla samego protestowania. Taka sztuka dla sztuki.

Dzisiaj politycy protestują przeciw ACTA mimo tego, że sami przyznali, że albo nie wiedzą co to jest ACTA, albo nie wiedzą czym to się je, albo nikt im nie powiedział, że tego się nie je i podpisali to dziwne menu, co można nazwać tylko wrobieniem ich w paskudną intrygę rządu.

Młodzi ludzie wiedzą co ich w ACTA wkurza. Wkurzają ich ograniczenia, które nadejdą, a przecież nikt im nie powiedział, że dowlandowanie i handlowanie jest nie fair. Wiedzą także, że przez ACTA mogą umrzeć portale społecznościowe takie jak G+ ponieważ tam, każdy praktycznie wymienia się nie swoim.

I mają rację.

Protest i wołanie na ulicy działa na naszych polityków jak zapach rozochoconej kotki na kocury. Pędzą tam i natychmiast zaznaczają teren. Obsikują każdy kąt by zamanifestować swoją obecność i co najgorsze, dają do zrozumienia, że teren jest ich. I każdy z nich chce być tym, który kotkę dorwie i zapłodni ją swoim materiałem - czymkolwiek ten materiał nie jest.

Dlatego właśnie dzisiejsze protesty przeciw ACTA zamieniły się w obszczywanie słusznego protestu młodych. Nie ma już w nich miejsca dla walki o wolność internetu – jest miejsce na walkę z rządem Tuska. Jest miejsce dla kibiców i "śniętych katolików" z prawej oraz antyklerykałów z lewej.

A przywołana za przykład kotka?

Wykorzystana i porzucona.

Łudzę się, że zrozumie, że następnym razem parszywe koty musi drapnąć i przegonić. Inaczej zawsze będzie ofiarą nieprzewidzianego gwałtu.



.
.

.